Chcemy zachęcać, a nie zmuszać do udostępniania wyników badań - transkrypcja
W różnych dyscyplinach nauk łatwość udostępniania wyników badań jest większa bądź mniejsza. W takiej uczelni jak UW, gdzie mamy bardzo wiele dyscyplin naukowych, będzie się to zmieniało w zależności od wydziału czy instytutu – mówi profesor Marcin Pałys, rektor Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z Maciejem Chojnowskim. Myślimy nad tym, żeby przede wszystkim uruchomić taki system, który by zachęcał ludzi do udostępniania swoich wyników pracy. A więc niekoniecznie zmuszać ich do tego instytucjonalnie, ale stwarzać zachęty i dawać dobre przykłady. W wielu miejscach coś się dzieje, chociaż nie są to działania bardzo silnie ze sobą skoordynowane. To raczej inicjatywy oddolne, których rozwój warto wspierać. Moim zdaniem one mają szansę znacznie szybciej rozwinąć otwarty dostęp niż działania instytucjonalne.
Maciej Chojnowski: Powołany przez ministra nauki i szkolnictwa wyższego Zespół doradczy ds. otwartego dostępu pracuje obecnie nad kierunkami rozwoju i planem wdrożenia Open Access w Polsce. Z kolei kluczowe instytucje naukowe w naszym kraju, jak Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich czy Polska Akademia Nauk, generalnie popierają otwarty dostęp czy otwartość w nauce – świadczy o tym stanowisko opublikowane w 2013 r. przez oba gremia, jak i wypowiedzi prezesa PAN oraz przewodniczącego KRASP w wywiadach udzielonych Otwartej Nauce. Jaki jest Pański – jako rektora największej uczelni w Polsce – stosunek do otwartego dostępu? Czy Uniwersytet Warszawski chce mieć wpływ na kształt, jaki przyjmie polityka Ministerstwa w tym zakresie?
Marcin Pałys: Wydaje mi się, że przede wszystkim jeszcze bardzo niewiele wiemy na temat tego, jak najlepiej skonstruować tę politykę. Na pewno Uniwersytet Warszawski jest zainteresowany tym, żeby jak największą część dorobku swoich pracowników udostępnić w postaci pozbawionej barier. I jeżeli o to chodzi, to generalna odpowiedź za każdym razem brzmi: tak, Uniwersytet Warszawski jest zainteresowany uczestnictwem w otwartym dostępie i udostępnianiem możliwie wielu swoich zasobów wiedzy i zasobów informacyjnych bardzo szerokim grupom, bez żadnych kłopotów.
Na pewno ważnym zagadnieniem są tutaj szczegóły dotyczące tego, jak to zrobić. Są takie dziedziny, w których otwarty dostęp jest czymś zupełnie naturalnym i nie ma żadnej bariery polegającej na konieczności zmiany przyzwyczajeń czy jakiegoś sposobu postępowania. Tak jest chociażby w astronomii. To znany przykład, że dane astronomiczne czy też dane z eksperymentów z fizyki wysokich energii są dostępne dla wszystkich, dlatego że jeden zespół zbiera dane, a inni pracują już na takich udostępnionych danych i wyciągają z nich wnioski, prowadzą analizy. Pewnie inaczej jest na przykład w przypadku archeologii – archeologowie wykopują różne rzeczy, ale chcieliby najpierw opracować te rezultaty, zanalizować je i dopiero pokazać to, co jest wynikiem ich przemyśleń, a więc nie tylko dane, ale także interpretacje. Kiedy patrzę na to w ten sposób, wydaje mi się, że w różnych dyscyplinach nauk łatwość udostępniania wyników badań jest większa bądź mniejsza. W takiej uczelni jak UW, gdzie mamy bardzo wiele dyscyplin naukowych, będzie się to zmieniało w zależności od wydziału czy instytutu.
Spójrzmy na otwartość w szerszej perspektywie – europejskiej czy wręcz globalnej. Otwarty dostęp jest wdrażany przez Komisję Europejską w programie Horyzont2020 i rekomendowany dla państw członkowskich. Przyjmuje go również wiele renomowanych instytucji naukowych, jak choćby Uniwersytet Harvarda, MIT czy Politechnika w Zurychu. Jakie są Pańskim zdaniem największe korzyści dla instytucji naukowej – w szczególności uczelni – płynące z przyjęcia otwartości?
Wydaje mi się, że przede wszystkim korzyści skupione są wokół tego, że prace naszych naukowców mogą być łatwo dostępne, a więc będą miały większy wpływ na rozwój nauki, również na wykorzystywanie ich na przykład w praktycznych zastosowaniach. A więc na pewno z tego punktu widzenia popularyzujemy dorobek naukowy, popularyzujemy także nazwiska naszych badaczy, którzy automatycznie stają się osobami bardziej rozpoznawalnymi. Warto też chyba powiedzieć – szczególnie w Polsce, gdzie istnieją silne tradycje pracy w danych dyscyplinach – o tym, że w przypadku wielu zagadnień, które już zaczynają wychodzić poza granice jednej dyscypliny, można łatwo znaleźć współpracowników z innych dziedzin, a więc badania interdyscyplinarne w przypadku takich otwartych danych są łatwiejsze. W tej chwili to właśnie w badaniach interdyscyplinarnych obserwujemy olbrzymi rozwój i pojawienie się bardzo ciekawych koncepcji i wyników.
Warto jeszcze powiedzieć o tym, że dzięki otwartym repozytoriom możemy także trafić do osób, które na co dzień nie pracują naukowo. A więc tych, które prowadzą inny rodzaj działalności i czym innym się zajmują w swoich karierach zawodowych, ale mogą być zainteresowane zdobyciem dodatkowej wiedzy czy rozwiązywaniem jakichś problemów, które pojawiają się w ich działalności. Zyskują po prostu dostęp do większej ilości informacji i mogą to wykorzystać.
Na pewno ważnym zagadnieniem jest to, jak udostępniać tę informację, w jaki sposób powinna być ona opisana, sklasyfikowana, tak aby nie stworzyć wielkiego worka, w którym są wszystkie możliwe informacje, ale bardzo ciężko dostępne. Trzeba je w jakiś sposób posegregować, aby każdy zainteresowany czymś konkretnym mógł dotrzeć do takich wiadomości. I tu za każdym razem pojawia się pytanie, czy repozytoria, które będą gromadziły tę wiedzę, powinny być repozytoriami instytucjonalnymi, czy też dziedzinowymi. Można to odnieść do obecnego systemu publikacji wyników naukowych – to porównanie jest zresztą często używane na różnego rodzaju konferencjach. Czasopisma, które mają największy wpływ i są najchętniej czytane, to czasopisma dziedzinowe. Natomiast czasopisma gromadzące prace danej uczelni czy danego instytutu są czytane znacznie mniej chętnie, dlatego właśnie że zawierają różnorodne informacje, w związku z czym choć są dostępne dla różnych ludzi, to trzeba się naszukać, żeby znaleźć coś, co interesuje tego konkretnego czytelnika.
- poprz.
- nast. »»
- Szczegóły
- Maciej Chojnowski