Chcemy zachęcać, a nie zmuszać do udostępniania wyników badań - transkrypcja
W Polsce istnieje kilka ośrodków naukowych, o których można powiedzieć, że przodują w kwestii otwartości. Na przykład na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu czy Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu aktywnie działają repozytoria. Funkcjonuje też przynajmniej jedna uczelnia – Politechnika Śląska – która wprowadziła instytucjonalny otwarty mandat zobowiązujący wszystkich pracowników naukowych do otwartego udostępniania publikacji. Czy Uniwersytet Warszawski zamierza dołączyć do tej awangardy otwartystów w Polsce?
Myślimy nad tym, żeby przede wszystkim uruchomić taki system, który by zachęcał ludzi do udostępniania swoich wyników pracy. A więc niekoniecznie zmuszać ich do tego instytucjonalnie, ale stwarzać zachęty i dawać dobre przykłady. Na przykład stwierdziliśmy, że cały szereg publikacji książkowych, których autorami są pracownicy Uniwersytetu, to książki praktycznie rzecz biorąc nie sprzedawane, tylko rozsyłane do różnego rodzaju bibliotek, oferowane przy okazji konferencji, a zarazem finansowane z funduszy uniwersyteckich. Oznacza to, że nie ma w tym przedsięwzięciu żadnego elementu komercyjnego i równie dobrze można by te książki udostępniać w postaci repozytoryjnej, tak aby były dostępne dla wszystkich. Wtedy ich poczytność byłaby znacznie większa. Wiele tego rodzaju mechanizmów występuje też przy czasopismach, których rady redakcyjne są afiliowane przy Uniwersytecie. Czasopisma te są dotowane albo przez Uniwersytet, albo przez Ministerstwo, albo też z jeszcze jakichś innych funduszy, a rozchodzą się nie w postaci prenumeraty płatnej, ale raczej bezpłatnej. W tych wypadkach zrobienie kroku naprzód i udostępnienie tych publikacji w postaci repozytoryjnej nie wiąże się ani z żadnymi kosztami, ani z nakładem pracy i można by to zrobić stosunkowo łatwo, udostępniając tę wiedzę szerszemu kręgowi czytelników.
Na pewno trzeba dyskutować i wiem, że takie dyskusje są prowadzone, także na innych szczeblach, nie tylko uniwersyteckich, z wydawcami komercyjnymi. To kwestia tego, kto dysonuje prawami autorskimi, a także tego, że wiele wydawnictw zastrzega sobie konieczność przekazania praw autorskich. Na pewno będzie się tutaj pojawiało dużo pomysłów, które będą testowane i wdrażane w różny sposób. Pragnę też zwrócić uwagę na to, że obecnie część publikacji, takich jak przede wszystkim prace magisterskie, ale w dużym stopniu także prace doktorskie, nie jest dostępna dla szerokiego kręgu czytelników. A szkoda, dlatego że w wielu wypadkach są to bardzo ciekawe materiały albo bardzo ciekawe zbiory danych, na podstawie których można później wyciągać wiele wniosków czy prowadzić analizy. I byłoby warto, aby takie publikacje były też szeroko dostępne.
Warto jeszcze wspomnieć o artykułach publikowanych w czasopismach międzynarodowych. Pamiętajmy, że publikacja w czasopismach międzynarodowych pełni tak naprawdę dwie funkcje: jest z jednej strony udostępnieniem informacji, ale z drugiej strony pewnego rodzaju certyfikatem jakości tej informacji, wiarygodności wyciąganych wniosków, stosowanych metod. Tu też na pewno będą pojawiały się nowe pomysły z tego względu, że dzisiaj ta funkcja certyfikacyjna ma zastosowanie naukometryczne, ale wykorzystywana jest też przy ocenie dorobku różnych osób, które starają się o awans czy na przykład chciałyby znaleźć zatrudnienie w jakiejś uczelni. Będą potrzebne inne narzędzia, które mogłyby tę funkcję certyfikacyjną przejąć, a wówczas udostępnianie treści w otwartym dostępie będzie pewnie łatwiejsze i nie będzie budziło tylu emocji.
A jaka jest Pańska generalna ocena sytuacji w Polsce, jeśli chodzi o stosunek środowiska naukowego do otwartości w nauce?
On jest bardzo zróżnicowany i, tak jak wspominałem, moim zdaniem bardzo wiele zależy od dyscypliny naukowej. Wiem, że przy okazji dyskusji o regulaminie własności intelektualnej, kilka lat temu wprowadzonym na Uniwersytecie, bardzo intensywne dyskusje odbywały się wśród humanistów, którzy tradycyjnie byli jakby bardziej przywiązani do publikowania książkowego, a nie do udostępniania materiałów w wolnym dostępie. Ale też dużo dyskusji dotyczyło informatyków, którzy na przykład tworzą oprogramowanie o charakterze komercyjnym, ale używają też otwartych licencji, aby udostępniać swoje algorytmy czy też konkretne fragmenty oprogramowania.
Jeszcze inną kategorią, która też jest dosyć szczególna i wymyka się z tej głównej dyskusji dotyczącej otwartego dostępu, są na przykład bazy danych i bazy informacji w rodzaju zbiorów fotografii. Istnieją wielkie zbiory dokumentacji fotograficznej, dotyczące architektury, przyrody czy aspektów związanych z ewolucją krajobrazu, które z jednej strony mogłyby być udostępniane, z drugiej zaś stanowią taki materiał, który pozwala, by po zanalizowaniu wyciągnąć wnioski. I ci, którzy zbierają ten materiał, chcieliby mieć czas, żeby samemu wyciągnąć te wnioski i skorzystać ze swojej pracy, a nie tylko ją udostępnić. Wydaje mi się jednak, że w tym głównym nurcie większość osób nie ma jakiegoś specjalnego problemu z udostępnianiem swoich wyników. W końcu jak ktoś kiedyś powiedział, trudno wyobrazić sobie naukowca, który nie chciałby, żeby jego odkrycia dotarły do jak największej ilości osób. Ale jest bardzo wiele tych takich dosyć specyficznych miejsc, gdzie inne elementy też mają znaczenie.
Powróćmy do Uniwersytetu Warszawskiego. Czy na UW opracowano już politykę uczelni w kwestii otwartego dostępu? I czy – oraz ewentualnie kiedy – można spodziewać się przyjęcia otwartego mandatu, który zobowiązywałby pracowników uczelni do udostępniania w modelu otwartym własnych publikacji?
Pracujemy nad tym. Trudno mi podać dokładny termin, kiedy to będzie gotowe, dlatego że niedawno powstał też projekt nowego regulaminu własności intelektualnej. Staramy się te dwa elementy w jakiś sposób doprowadzić do równowagi: otwartość w publikowaniu rezultatów, udostępnianiu danych, ale także pewną ochronę własności intelektualnej, która powstaje na Uniwersytecie i która na przykład posiada potencjał komercjalizacyjny. Tutaj zawsze jest pytanie o granice pomiędzy badaniami podstawowymi, których rezultaty powinny być jak najszerzej udostępniane, a konkretnymi zastosowaniami, które mogą mieć także znaczenie ekonomiczne. Staramy się znaleźć ten złoty środek między jednym a drugim i to pewnie jeszcze chwilę potrwa.
- Szczegóły
- Maciej Chojnowski