Jesteśmy u progu intensywnych zmian
Wybór odpowiedniego oprogramowania i serwera jest oczywiście bardzo istotnym czynnikiem, jednak to dopiero początek drogi. Repozytorium trzeba ożywić i jest to zadanie najtrudniejsze, ale też przynoszące najwięcej satysfakcji redaktorom archiwum. Z Małgorzatą Rychlik, współtwórczynią repozytorium AMUR (Adam Mickiewicz University Repository), rozmawia Maciej Chojnowski.
Maciej Chojnowski: Repozytorium AMUR funkcjonuje od 2010 roku. Obecnie znajduje się na 182. pozycji w międzynarodowym zestawieniu TheRanking Web of World Repositories, czyli w ciągu roku awansowało o ponad 300 miejsc. Z czego – Pani zdaniem – wynika ten sukces?
Małgorzata Rychlik: Faktycznie, wykonaliśmy ogromny skok do przodu. Bardzo nas to cieszy. Nasze repozytorium funkcjonuje już przeszło 3 lata i widać, że AMUR wszedł w fazę dynamicznego rozwoju. Składają się na to na pewno dwa czynniki. Pierwszy to kampania promująca repozytorium wśród pracowników naukowych i doktorantów Uniwersytetu, która przynosi bardzo dobre rezultaty. Przybywa nam nowych użytkowników, którzy rejestrują się w AMUR i deponują swoje prace. Dla porównania mogę podać, że w roku 2011 mieliśmy 264 zarejestrowanych użytkowników, natomiast obecnie mamy ich 1105!
Drugi czynnik to realizowany przez nas grant DUN polegający na archiwizowaniu pełnych tekstów artykułów z czasopism wydawanych na naszej uczelni. Sukcesywnie przybywa artykułów, dzięki którym tytuły naszych uczelnianych czasopism są bardziej rozpoznawalne w Internecie, a sam zasób tych czasopism jest lepiej widoczny na całym świecie. Dorobek ten jest dostępny w formie pełnotekstowej, co – oprócz jego widoczności – jest jednym z kryteriów branych pod uwagę przy tworzeniu rankingu webometrycznego.
Niekiedy repozytoria traktuje się po prostu jako cyfrowe archiwa służące przechowywaniu i udostępnianiu prac naukowych w cyfrowej postaci. Wydaje się, że jest to podejście znacznie zawężające możliwości faktycznie przezeń oferowane. Czy zgodzi się z tym Pani?
Zasadniczym zadaniem repozytoriów instytucjonalnych jest zarządzanie treściami cyfrowymi z uwzględnieniem długoterminowego zabezpieczenia obiektów, organizowania dostępu do nich oraz ich rozpowszechniania. Tyle mówi definicja. I spora część repozytoriów skupia się na realizowaniu tych podstawowych zadań. Jednak są też takie archiwa, które starają się oferować swojej społeczności naukowej nowe funkcjonalności. Na przykład repozytorium AMUR stanowi platformę prezentującą czasopisma uczelniane (jest ich obecnie 58). Każde z czasopism ma swoją oddzielną stronę w repozytorium, gdzie obok informacji merytorycznych o zawartości czasopisma są też dostępne dane kontaktowe do redakcji, spis rady redakcyjnej itp. Jest to bardzo ważna funkcja, ponieważ czasopisma, które były wydawane jedynie w postaci drukowanej, nierzadko w niewielkim nakładzie, miały małe szanse na dotarcie do szerokiego grona odbiorców. Często podaję przykład periodyku wydawanego przez Katedrę Skandynawistyki UAM – „Folia Scandinavica Posnaniensia”. Czasopismo to wydawane było drukiem w nakładzie 220 egzemplarzy. Po zdeponowaniu w naszym repozytorium 221 artykułów, ma ono ponad 50 tys. pobrań! Doskonałym przykładem repozytorium będącego jednocześnie platformą wydawniczą jest eScholarhip Uniwersytetu Kalifornijskiego.
Część uczelnianych repozytoriów tworzy dodatkowe usługi służące promocji naukowców. Dobrym przykładem jest Digital Academic Repository Universiteit van Amsterdam, w którym znajdujemy informacje o autorze (CV), jego publikacje naukowe oraz popularnonaukowe, zdobyte granty, nagrody, zainteresowania naukowe.
Może się wydawać, że wyzwania związane z prowadzeniem repozytorium sprowadzają się przede wszystkim do stworzenia odpowiedniego zaplecza technicznego (serwery, oprogramowanie). Czy jednak posiadanie efektywnej infrastruktury jest tożsame z wykonaniem zadania, czy też może prowadzenie repozytorium to proces dynamiczny, który właściwie zaczyna się wraz z jego uruchomieniem i stopniowo ewoluuje?
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że wybór odpowiedniego oprogramowania i serwera jest oczywiście bardzo istotnym czynnikiem, jednak jest to dopiero początek drogi. Repozytorium trzeba ożywić i to jest zadanie najtrudniejsze, ale też przynoszące najwięcej satysfakcji redaktorom archiwum. Tak więc prawdziwa, twórcza praca zaczyna się mniej więcej w momencie zaimplementowania oprogramowania.
Niejednokrotnie przy okazji różnych wystąpień podkreślała Pani, że powodzenie przedsięwzięcia mającego na celu stworzenie repozytorium instytucjonalnego zależy od wielu czynników. Czy mogłaby Pani wymienić najważniejsze z nich?
Myślę, że kluczową kwestią, przynajmniej na starcie, jest dobór odpowiedniego zespołu. W przypadku repozytorium AMUR zespół jest bardzo skromny liczebnie: z Emilią Karwasińską jesteśmy współautorkami projektu, wdrożyłyśmy go i z powodzeniem realizujemy. Naszym redaktorem technicznym jest informatyk z uczelnianego Centrum Informatycznego.
Kolejnym czynnikiem, bez którego repozytorium nie ma szans powstać, jest przychylność władz rektorskich dla projektu powołania repozytorium instytucjonalnego. Niezmiernie istotna jest również dobrze przemyślana koncepcja zbudowania zespołów oraz kolekcji w repozytorium, co w sposób oczywisty łączy się z polityką gromadzenia, deponowania, udostępniania oraz zabezpieczenia zasobów cyfrowych. Do zadań redaktorów należy również opracowanie spójnej, długofalowej strategii promocji repozytorium wśród pracowników naukowych własnej uczelni.
Obok wdrożenia projektu i rozwijania go, osoby prowadzące repozytorium powinny cały czas mieć otwarte głowy na to, co dzieje się w obszarze otwartej nauki i edukacji. Trzeba być na bieżąco z nowościami, trzeba regularnie czytać literaturę, śledzić trendy, jeździć na konferencje. A potem wyselekcjonować to, co może być przydatne dla naszego repozytorium, i wdrażać!
Bibliotekarze nie mają wpływu na aktywność naukową badaczy, mogą jedynie wpływać na zmiany w praktyce archiwizacji i udostępniania. Czy jednak nowe narzędzia i możliwości oferowane przez repozytoria, dotyczące choćby analiz bibliometrycznych, mogą Pani zdaniem skłonić naukowców nie tylko do powszechniejszego umieszczania swoich prac w otwartym dostępie, ale także do zmiany samego trybu pracy? Jeśli bowiem tryb publikowania tekstu ulega tak dalece idącej zmianie, to może idzie z tym w parze rewolucja w pracy badawczej?
Z własnej praktyki wiem, że pracownicy naukowi, zwłaszcza humaniści, przykładają coraz większą wagę do umieszczania swoich prac w repozytorium. Przekonujemy ich do tego, że widoczność prac umieszczonych w uczelnianym repozytorium niebagatelnie wzrasta, a to potencjalnie generuje nowe cytowania. Z kolei te cytowania można obliczyć, razem z indeksem Hirsha, na podstawie bazy Google Scholar, posiłkując się darmowym oprogramowaniem Publish or Perish. Tak obliczone wskaźniki bibliometryczne są uznawane przez Narodowe Centrum Nauki w aplikacjach grantowych. Jest to z pewnością bardzo ważki argument, który wpływa na aktywność archiwizacyjną uczonych.
Inną sprawą są zmiany modelu publikowania naukowego. To jest bardzo ciekawe zagadnienie. Z jednej strony funkcjonuje tradycyjny paradygmat publikowania w recenzowanych czasopismach. Po drodze pojawił się model publikowania w czasopismach otwartych oraz udostępniania dorobku w repozytoriach. Z drugiej strony obserwujemy bardzo dynamiczny proces przenoszenia nauki do sieci. Uczeni piszą blogi, tweetują, korzystają z Mendeleya, dzielą się swoim dorobkiem w repozytoriach otwartych (np. Figshare), rozwijają repozytoria danych surowych, udostępniają swój dorobek na platformach typu Slideshare. W związku z tym powstają nowe wskaźniki służące ocenie tak heterogenicznego dorobku (altmetrics). To są wszystko nowe zjawiska. Jesteśmy u progu intensywnych zmian. Musimy je obserwować i starać się wspierać naukowców w ich wyborach.
W czerwcu 2013 roku w AMUR najwięcej było artykułów pochodzących z archiwalnych numerów czasopism wydawanych przez UAM. To oczywiście bardzo dobra inicjatywa. Chciałbym jednak zapytać o dynamikę wzrostu w obszarze deponowania prac nowych, wcześniej niepublikowanych.
Od stycznia do końca października 2013 roku zdeponowano w naszym repozytorium 3767 obiektów, w tym 3060 artykułów w kolekcji uczelnianych czasopism, 197 doktoratów oraz 510 materiałów różnego typu zdeponowanych przez naszych pracowników naukowych i doktorantów. Repozytoria instytucjonalne zasadniczo archiwizują dorobek już opublikowany. Oczywiście, zależnie od polityki wydawcy, prace umieszczane w repozytorium mogą być w formie preprintu, postprintu lub ostatecznej wersji wydawcy. Największym archiwum preprintów jest repozytorium arXiv gromadzące prace z takich dziedzin jak fizyka, informatyka, matematyka. Jest to jednak repozytorium dziedzinowe mające nieco inne zadania niż repozytorium instytucjonalne, które ma upowszechniać dorobek naukowy własnej społeczności akademickiej.
Jak postrzega Pani relacje między zieloną a złotą drogą otwartego dostępu w Polsce? Czy udostępnianie w jednym trybie ma wpływ na drugi, czy też trudno tutaj mówić o wzajemnych uwarunkowaniach?
Nie wiem, czy w ogóle można tu mówić o jakichś relacjach, chyba jest jeszcze na to zbyt wcześnie, oczywiście mówię o Polsce. Niewiele polskich uczelni i instytutów naukowych ma swoje repozytoria (ja naliczyłam ich obecnie 10), więc trudno wyciągać wnioski dotyczące wyboru jednej z dróg udostępniania prac, skoro znaczna część naukowców nie stoi przed takim wyborem. Oczywiście polscy uczeni mogą deponować swoje materiały w repozytorium CeON, ale myślę, że gdyby ich macierzyste uczelnie oferowały własne archiwa cyfrowe, to przypływ prac byłby dużo większy.
Część polskich uczonych reprezentujących zwłaszcza nauki biomedyczne publikuje w czasopismach otwartych wybierając złota drogę otwartego dostępu. Jednak odsetek tych prac chyba nie jest zbyt duży. We wszystkich czasopismach z grupy BioMed Central (wydawca OA) znalazłam ok. 1100 artykułów z polską afiliacją. Dla porównania mogę podać, że w przypadku Czechów liczba ta wyniosła ponad 1300 artykułów, a należy pamiętać, że Czechów jest blisko cztery razy mniej niż Polaków. Natomiast Niemcy (jest ich trochę ponad dwa razy więcej niż Polaków) opublikowali ponad 12 tys. artykułów wykorzystując złotą drogę.
Myślę, że wybór trybu jest w pewnym sensie uwarunkowany polityką kraju w kontekście otwartej nauki. Wiele kontrowersji wzbudził raport Janet Finch opublikowany w Wielkiej Brytanii w roku 2012, w którym, najogólniej mówiąc, preferuje ona złotą drogę w upowszechnianiu dorobku naukowego. Znane osobistości ze świata nauki (np. Stevan Harnad) wypowiadały się wówczas przeciwko takiemu stanowisku, które stawiało repozytoria w gorszej sytuacji. Obserwując najlepsze repozytoria na świecie, widzę wyraźną tendencję do wspierania naukowców przez pracowników repozytoriów w publikowaniu ich prac w czasopismach OA oraz jednoczesnym upowszechnianiu ich w repozytoriach. Rozwój różnych standardów i mechanizmów ułatwiających chociażby proces deponowania powoduje, że coraz łatwiej jest publikować w czasopismach OA i umieszczać prace w repozytorium, np. stosując protokół SWORD.
Brak polityki prootwartościowej w naszym kraju z pewnością nie jest korzystny dla adaptacji modeli otwartych. Dlatego tak ważne wydają się rekomendacje KRASP oraz PAN w sprawie zasad otwartego dostępu do treści publikacji naukowych i edukacyjnych ogłoszone w lipcu tego roku. W Polsce jest coraz więcej działaczy ruchu Open Access, dla których takie stanowisko to ważna podpora ich działań.
Nie wszystkie materiały w AMUR udostępniane są w modelu otwartym. Z czego wynikają ograniczania dostępu, jakiej części zasobów dotyczą? Czy są one przejściowe, czy też zostały przyjęte jako obowiązujące i nie należy spodziewać się zmian w tym obszarze?
W naszym repozytorium wszystkie kolekcje, z wyjątkiem części doktoratów, są otwarte. Ograniczenia dostępu wynikają z przepisów prawa autorskiego. Przeobrażeń można się spodziewać wówczas, gdy nastąpią zmiany legislacyjne i sprawa udostępniania prac doktorskich będzie rozwiązana ustawowo. Liczymy na zapis w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym obligujący uczelnie do udostępniania doktoratów w pełnych tekstach w repozytoriach instytucjonalnych!
Często rozróżnia się dwie formy otwartego dostępu: otwarty dostęp gratis i otwarty dostęp libre. Jaka część zasobów AMUR jest dostępna w modelu gratis, a jaka w modelu libre?
W repozytorium AMUR znakomita większość obiektów jest dostępna w modelu gratis, czyli de facto darmowym, otwartym dostępie. Wówczas użytkownicy mogą wykorzystywać te obiekty w ramach dozwolonego użytku, czyli w sposób ograniczony (np. do celów dydaktycznych czy na użytek osobisty). Wynika to głównie ze struktury naszego repozytorium. Główny zrąb prac to artykuły naukowe już opublikowane, do których pracownicy naukowi przekazali autorskie prawa majątkowe wydawcy, więc nie mogą udostępniać publikacji na wolnych licencjach (mają jednak zgodę wydawcy na umieszczenie pracy w formie preprintu, postprintu bądź ostatecznej wersji wydawcy w repozytorium uczelnianym). Dostęp libre, czyli dostęp wolny i otwarty do utworów, dzięki któremu każdy zyskuje licencję na nieograniczone, nieodpłatne i niewyłączne korzystanie z utworu, ma niewielki procent prac.
Obszar dystrybucji treści rozwija się coraz bardziej dynamicznie z roku na rok. Można przypuszczać, że w związku z tym także świat repozytoriów stopniowo będzie ewoluował. Nie chciałbym prosić o ryzykowne prognozy, ale ciekawi mnie, jak postrzega Pani przyszłość otwartej nauki – co się zmieni? Co będzie ewoluowało? Z której strony czekają nas największe niespodzianki?
Muszę przyznać, że pilnie przyglądam się zachodzącym zmianom w komunikacji naukowej i bardzo mnie ciekawią te nowe zjawiska. Uczestniczyłam w tym roku w konferencji LIBER w Monachium. Podczas obrad bardzo często przewijał się motyw zarządzania surowymi danych. Z pewnością właśnie repozytoria danych eksperymentalnych będą się rozwijać bardzo prężnie. Wszak chodzi o oszczędność i czasu, i pieniędzy podczas przeprowadzania badań, a tego typu archiwa wydajnie przyspieszają procesy badawcze. Repozytoria w wielu krajach weszły w fazę stabilnego, opartego na standardach rozwoju. Sukcesywnie przybywa nowych mechanizmów, które zwiększają funkcjonalności repozytoriów – ten trend na pewno się utrzyma. W związku ze zmianami zachodzącymi w publikowaniu naukowym pojawią się nowe formy dorobku naukowego, którymi naukowcy będą chcieli dzielić się w repozytoriach, więc można prognozować zmianę profilu niektórych typów repozytoriów. Myślę, że tendencja przenoszenia nauki do sieci będzie miała zasadniczy wpływ na rozwój otwartej nauki. Możemy już teraz obserwować naukowców (np. Carl Boettiger), którzy prowadzą swoje badania w formie Lab Notebook. Na pewno będzie rozwijać się naukowa blogosfera. Ogólnie rzecz ujmując, media społecznościowe zaczną mieć wpływ na sposób uprawiania nauki.
Na koniec chciałbym prosić Panią o sformułowanie w możliwie syntetyczny sposób najważniejszych rad dla osób, które stanęły przed wyzwaniem stworzenia repozytorium. Co koniecznie powinny zrobić? Czego winny się wystrzegać?
O tym już trochę mówiłam powyżej. Syntetyzując: na początku obok dobrze współpracującego, twórczego zespołu niezbędne jest poparcie władz rektorskich uczelni. Następnie przemyślana koncepcja dotycząca typów dokumentów i sposobów ich archiwizowania w repozytorium. Niejako równolegle z pracami nad tworzeniem archiwum cyfrowego niezbędne jest komunikowanie się ze społecznością naukową, którą chcemy zaangażować w to przedsięwzięcie, a więc słyszalna, wielotorowa promocja otwartej nauki na uczelni. Oczywiście, możemy się starać o granty i musimy się rozwijać! Myślę też, że należy wystrzegać się rozmywania odpowiedzialności za prowadzenie archiwum, bo wtedy prace mogą utknąć w martwym punkcie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
- Szczegóły
- Opublikowano: 2013-11-11
- Maciej Chojnowski